środa, 1 czerwca 2016

Droga przez park...



Było około godziny 23, wracałam z pracy, chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, więc wybrałam najkrótszą drogę, wiodła przez park. Szybkim krokiem zmierzałam w jego kierunku.  Znalazłam się u wejścia. Korony gęsto rosnących drzew odcinały jakikolwiek dopływ światła, nie znajdowały się tam żadne latarnie, więc poczekałam chwilę zanim mój wzrok przyzwyczaił się do otaczającej mnie ciemności. Ruszyłam ledwo widoczną  ścieżką przed siebie. Nie bałam się ale towarzyszyło mi nieodparte uczucie niepokoju. Zignorowałam je. Czułam czyjeś spojrzenie na plecach, poczułam ciepły oddech na swoim karku, kiedy się odwróciłam nikogo za mną nie było. Chciałam jak najszybciej stąd wyjść ale wracanie się było bezsensowne bo znajdowałam się mniej więcej w połowie drogi, szłam już dobre 10 minut. Odruchowo spojrzałam na zegarek żeby się upewnić. Nie wierzyłam własnym oczom. Widniała na nim godzina 1.23,  zastanawiałam się jakim cudem spędziłam tu tyle czasu, przecież poruszałam się tą samą drogą co za dnia, wtedy zajmuje mi ona  ok. 20 minut. Przyśpieszyłam kroku, ignorując wszystkie emocje jakie mi towarzyszyły, takie jak zdezorientowanie i narastający niepokój.  Nagle usłyszałam dźwięk łamiącej się za mną gałązki. Odwróciłam się natychmiastowo.
- Jest tam ktoś? – spytałam przerażona. Odpowiedziała mi bezgłośna cisza. Rozejrzałam się, dookoła mnie były tylko blisko rosnące siebie drzewa i kilka krzewów. Ciemność  nie przeszkadzała mi w tym, żeby stwierdzić, że w tej części parku nigdy w życiu nie byłam, w mojej głowie pojawiło się mnóstwo pytań : ”Jakim cudem zboczyłam ze ścieżki?!” , ”Gdzie teraz jestem?”, ”Jak wrócę?”- zaczęłam panikować.  Postanowiłam dalej iść tą samą ścieżką, jednak mijały kolejne minuty a trasa jakby się powtarzała. ”Czyżbym wracała?” -  pomyślałam.  Dookoła unosił się swąd zgnilizny, im dalej szłam w to ”morze” wysokich drzew, odór nasilał się, każdy kolejny krok stawiałam niepewnie. Znów usłyszałam szelest za mną. Strach przejął nade mną kontrolę, nie wiedziałam gdzie się znajduję i ciągle wydawało mi się, że ktoś za mną jest, patrzy na mnie.
- Pokaż  się! Gdzie do cholery jesteś?! – krzyknęłam, nie oczekując żadnej odpowiedzi. Nagle usłyszałam cichy szept.
-Odwróć się… - znów czułam ten ciepły oddech na karku.  Strach mnie sparaliżował kiedy poczułam zimną, jakby pozbawioną życia dłoń na swoim ramieniu. Natychmiast zaczęłam uciekać w bliżej nie znanym mi kierunku, wiedziałam że to coś jest tuż za mną, biegłam ile sił w nogach i już czułam, że oddala się ode mnie, kiedy nagle coś owinęło się wokół mojej kostki, upadłam, bardzo niefortunnie, ponieważ poczułam ciepłą ciecz spływającą mi po łydce i przeraźliwy, nie do opisania ból. Pełna obaw dłonią dotknęłam mojej nogi, to co wyczułam to wystająca kość. Zamarłam, wiedziałam, że, muszę się szybko podnieść, znów usłyszałam kroki, zaraz obok mnie, tym razem wolniejsze i cichy, złowrogi śmiech. Ledwie mogąc wstać, uniosłam się i czołgając się dalej próbowałam uciec. Wiedziałam już, że nie mam najmniejszych szans, a  to coś jakby się ze mną bawiło, jakby mój strach i cierpienie sprawiał mu przyjemność. W oddali zobaczyłam światło, pomyślałam, że to jakiś dom, może jest tam ktoś kto mi pomoże, resztką sił dotarłam do ganku. Widać było, że to bardzo stary budynek, porośnięty bluszczem i cały z drewna, miał kilka małych okien i tylko w  jednym paliło się światło. Szybko i nerwowo zapukałam do drzwi. Usłyszałam za sobą kolejne kroki, jakby szybsze i zaczęłam wołać o pomoc, mocniej pukając. Na szczęście jakiś mężczyzna mi otworzył. Wyglądał bardzo dziwnie. Z wnętrza chatki wydobywał się ten sam zapach padliny, jaki czułam wcześniej.
- Zgubiłam się, jestem przerażona, zraniłam się w nogę, czy może mi pan pomóc?- powiedziałam błagalnym tonem. Nic nie odpowiedział tylko wpatrywał się we mnie przez chwilę z przerażającym uśmiechem na twarzy, powoli zaczynałam żałować, że odważyłam się zapukać do tego domu. Zlustrował całe moje ciało wzrokiem po czym podniósł i mnie wniósł do środka. Budynek był bardzo obskurny, tapeta odchodziła ze ścian, na podłodze były jakieś brunatno czerwone ślady, jakby zaschniętej krwi?!  Przy tym unosił się wszędzie ten potworny smród. Mężczyzna zostawił mnie samą w czymś co miało przypominać salon, odruchowo sięgnęłam po komórkę, jednak musiała mi gdzieś wypaść, nikogo nie mogłam poinformować co się ze mną dzieje ani gdzie jestem. Usłyszałam pukanie w ścianę za mną, była cała podziurawiona, nic w tym dziwnego gdyby nie zauważona wtedy przeze mnie wystająca, ruszająca się dłoń, jeszcze raz tam spojrzałam i nic tam nie było .  Pisnęłam cicho i już chciałam się podnieść, kiedy  w progu pojawił się ten sam człowiek, który mnie tu wpuścił. Milczał, patrząc na mnie przenikliwie. Nie miałam pojęcia co robić. Nagle wyszedł zamykając za sobą wejściowe drzwi. Mimo okropnego bólu postanowiłam się rozejrzeć, bałam się, chciałam tylko się stąd wydostać i znaleźć drogę do domu.  Idąc ciemnym korytarzem, usłyszałam cichy krzyk dochodzący jakby spod podłogi.  Przede mną znajdowało się wejście do piwnicy. Długą chwilę zastanawiałam się czy tam wchodzić.  Niepewnie nacisnęłam na klamkę, zdziwiona tym, że są otwarte niepewnie wkroczyłam w ciemność. Moim oczom ukazał się makabryczny obraz, wszędzie były słoiki jakby z organami, zakrwawione narzędzia i dookoła porozrzucane kości z gnijącym jeszcze  mięsem, ten  okropny swąd był nie do zniesienia, zrobiło mi się bardzo niedobrze.  Zdałam sobie sprawę z tego, że te kości nie wyglądają na zwierzęce. Pełna przerażenia powiodłam wzrokiem po reszcie pokoju. Z moich ust wydobył się wrzask kiedy ujrzałam  fotel chirurgiczny z przywiązaną do niego grubymi, skórzanymi pasami kobietą, miała wycięte kawałki mięśni u rąk a zamiast nóg dwa krwawiące obłożone szmatami kikuty, jej brzuch był rozpruty, przyjrzałam jej się, ku mojemu zdziwieniu jeszcze żyła. Podeszłam bliżej, otworzyła szeroko usta, jak gdyby chciała krzyknąć lub zapłakać, zobaczyłam, że została pozbawiona języka. Nie miała szans, żeby przeżyć, strasznie cierpiała, wiedziałam co muszę zrobić, nie wiedziałam tylko czy potrafię. Rozejrzałam się za czymś ostrym po czym chwyciłam nóż i przebiłam jej pierś, wypuszczając z siebie szloch. Trzymałam narzędzie pewnie idąc ku schodom, musiałam jak najszybciej stąd wyjść, praktycznie wczołgując się na górę usłyszałam cichy śmiech za sobą, przyśpieszyłam nawet nie odwracając głowy, dotarłam do wyjściowych drzwi, niestety były zamknięte. Jedyne co mi pozostało to okno, otworzyłam je i wyszłam. Niestety ze złamana nogą nie należało to do najłatwiejszych czynności, przemieszczałam się kulejąc dalej w las.  Ciągle słyszałam szepty, tak jakby dochodziły z mojej głowy, widziałam poruszające się cienie, chciałam jak najszybciej uciec, wrócić do domu, nie miałam pojęcia co zrobić, żeby wyjść z tej chorej sytuacji, byłam przerażona. Nagle ktoś chwycił moje ramię, to była ta sama lodowata dłoń co wcześniej. Tym razem odwróciłam się, brakowało mi sił a krew ciągle sączyła się z mojej nogi. Kiedy spojrzałam na to coś, moje ciało skamieniało, nie byłam w stanie się poruszyć, nóż wypadł mi z dłoni. Nie da się opisać jego wyglądu. Nie był to człowiek ani zwierzę, nie można tego do niczego porównać, kredowa skóra, puste, czarne oczodoły jakby świdrujące moją twarz i ten przeraźliwy, upiorny uśmiech. Kościste stworzenie, kawałek się odsunęło, ja nie byłam w stanie nic innego zrobić niż patrzeć.
- Biegnij… - usłyszałam szept jakby zza drzew.
- Raz… - natychmiast otrzeźwiałam, odwróciłam się i zaczęłam biec ze złamaną nogą, sprawiało mi to przeraźliwy ból ale chciałam przeżyć, tylko to się liczyło.
- Dwa… - przyspieszyłam, przemieszczałam się najszybciej jak mogłam. Nie usłyszałam już ”trzy”.  Udało mi się wybiec z gęstwiny drzew, niestety na ulicę… Ostatnie co pamiętam to światła. Obudziłam się w szpitalu, moją historię, uznano za szok pourazowy, mówiono mi, że w trakcie śpiączki trwającej tydzień mogło mi się to przyśnić. Upierałam się przy tym bo wiedziałam, że wszystko co się zdarzyło to rzeczywistość, nikt niestety mi nie uwierzył, skończyłam na oddziale zamkniętym. A czy ty mi wierzysz? Ostrzegam, ty kiedyś możesz nie zdążyć , zaufaj mi nie chcesz usłyszeć swojego ”trzy”.
- Wiktoria Budzeń

1 komentarz:

  1. Omgwtflolawwshhhiieeet O_O
    Urwało mi dupę przy samej szyi, takie to było dobre *w*

    OdpowiedzUsuń